sobota, 29 września 2018

Las wita jesień


Leśne powitanie jesieni. Pierwsze na ochotnika zgłosiły się trawy i paprocie. Runo leśne nagle pożółkło i zrudziało. Tak, jakby letnie miesiące, pełne blasku i ciepła, skumulowały się w żółtych źdźbłach trawy i liściach paproci. Zieleń, niczym za dotknięciem czarodziejskiej, jesiennej różdżki, zmienia się powoli w inne, cieplejsze barwy. Żółte paprocie snują historię o wyjątkowo długim i upalnym lecie, które odchodzi wraz z odlatującymi na południe ptakami.
















Zupełnie inną barwą witają jesień wrzosy. Drobne kwiatki przyciągają w cieplejsze dni pszczoły, które powoli kończą sezon ciężkiej pracy. Fiolet wrzosów przypomina barwę letniego nieba o zachodzie słońca, smug, które w ciepłe wieczory przed zapadnięciem zmroku rozpościerają się nad łąkami. Wrzosy, poza lasami, obecne są również w nazwie miesiąca, który właśnie mija...








Jeszcze inną kolorową niespodziankę postanowiły sprawić jesieni grzyby. Ile gatunków, tyle kolorów. Czasem to barwy rzadko spotykane w lesie, jak głęboka czerwień muchomorów nakrapianych białymi kropkami. Z kolei strategia najpopularniejszych grzybów jadalnych, to zlać się z otoczeniem. Mimikra ze ściółką skutecznie utrudnia ich znalezienie, ale grzybiarze wiedzą, ile radości daje spacer po jesiennym, barwnym lesie. Nawet, jeśli jak dziś, znajdzie się tylko jednego prawdziwka... 





 


poniedziałek, 10 września 2018

We właściwym miejscu


Śródpolne drzewa kiedyś nie były niezwykłym widokiem. Porastały miedze, trzymały straż przy drogach, dając błogosławiony w środku lata cień, zimą chroniąc od wiatru i śnieżnych zamieci. Skowronki wyśpiewujące nad polami pieśni przysiadały na gościnnych gałęziach. Z ich koron drapieżne myszołowy wypatrywały bystrym okiem zdobyczy. Zlatywały się do nich roje owadów zapylając polne grusze, jabłonie i śliwy. Umiejętnie posadzone odwadniały nadmiernie podmokłe tereny. Stawały się drogowskazem dla wędrowców - prosto, aż do rzędów polnych wierzb, za nimi w prawo wzdłuż alei topoli, a przy rozstaju dróg w kierunku starej lipy... 






Potem przyszedł nowy świat, który lubi wszystko wymierzyć, oszacować i ulepszyć. Drzewa przeszkadzały w ergonomicznym rolnictwie. Korzenie rozsadzały drogi. Powalone siłą wichur tarasowały przejazd. Nowy świat wymyślił idealne tereny - tylko kilometry pól i dróg, żadnych drzew, lasów, zagajników, oczek wodnych i innych podobnych problemów. Idealne tereny ucichły - zamiast śpiewu ptaków gwiżdże po nich wiatr, wysuszając ziemię na zmianę z palącym słońcem. W miejscu drzew zionie pustka...






Gdzieś ciągle jest dla nich miejsce... Rosną na uboczu, przy zapomnianych drogach. Zrzucają jabłka, których nikt już nie zbierze. Wiosną toną w pięknie ukrytym przed oczami tłumu. Nieśmiałe, spoglądają z daleka, jakby zapomniane przez nowy świat. Niedzisiejsze, ze spękaną korą, nie na pokaz, a jednak w odpowiednim miejscu. Każde z nich to zupełnie osobna historia. Lata życia wypisane na pniu, opowieść przekazywana w opadających jesienią liściach. Są w swoim miejscu - właśnie tam, gdzie być powinny, w otoczeniu tych, z którymi być powinny, w miejscu, którego nie wybierały, a jednak stało się ono ich domem. Wrośnięte w ziemię, czasem splecione ze sobą w uścisku, pną się w górę. Rosną, owocują, mężnieją. Niektóre powali wiosenna wichura, inne zapłoną po uderzeniu letniego pioruna. Ich serca potrafi rozsadzić mróz. Wiele z nich, zanim pochyli je czas, dożyje jednak sędziwego wieku. Jakby bliskie, skądś znane historie... Słowa płynące z właściwego i do właściwego miejsca.