sobota, 16 kwietnia 2016

W brzozowym gaju


Dwa tygodnie temu dopadło mnie wiosenne przesilenie. Niezbyt miła dolegliwość powodująca, że człowiek ma chwilami dość samego siebie i swojego zmęczenia. Czując, że potrzebuję spokoju, wsiadłam dziś na rower i pojechałam do miejsca, które niezmiennie pozwala mi zdystansować się od problemów i kłopotów. Lekarz tego nie zapisze, choć może powinien. Kilka godzin w lesie i zaraz człowiek czuje się lepiej.










Zamiast szumu samochodów, bzyczenie owadów. Zamiast twardych chodników, miękka trwa i mech pod stopami. Zamiast sztucznego światła, blask i ciepło słonecznych promieni. Zamiast miejskiego pejzażu, strzeliste drzewa i zieleń budzącej się wiosny. A na tle tej zieleni i błękitu nieba, biel i szarość brzozowych pni.










Z brzozowego gaju nadawało Ptasie radio w wierszu Juliana Tuwima. Brzozowy gaj, który dziś odwiedziłam, również rozbrzmiewał głosem ptasich treli. Patrzyłam na grube brzozowe pnie, przechodzące następnie w gałęzie, a potem w cienkie witki, na których pojawiły się delikatne, wiosenne listki. Tutaj wszystko jest na swoim miejscu, poukładane, takie, jak być powinno. Każde drzewo inne, ale każde ważne, wzrastające, pnące się ku niebu i słońcu. Choć część tej leśnej harmonii chciałoby się przenieść do codziennego życia - wiosną wszystko zaczyna się od początku, kto wie, może się uda...