wtorek, 27 grudnia 2016

Brunatny grudzień i studnia życzeń


Szarobury, ponury, pochmurny, deszczowy, wietrzny, z ledwo dostrzegalnym sinym światłem nadszedł grudzień. Powiedzieć tyle, to skrzywdzić ten miesiąc. Czasem widać też słońce, trawa gdzieniegdzie całkiem zielona, poza tym to ten czas, który rozświetla blask choinki, świec i gwiazdy, która wskazuje drogę do Tego, który narodził się w Betlejem. Mimo to, gdy wyjechać za miasto, przedostać się na pola i pustą przestrzeń, grudzień jest taki... brunatny. Brunatny jak goła ziemia uprawna, jak gnijące gdzieniegdzie liście, jak nagie drzewa chronione jedynie korą, jak błotniste ścieżki.






Pośród tej grudniowej brunatności na polu dostrzegłam studnię. Kamienną studnię, jakich setki na polach w okolicy. Standardowo obrośniętą mchem, który odmierza tu mijający czas. Przykrytą pokrywą, ale tak niezupełnie, by jednak uchylić rąbka tajemnicy, pozwolić zajrzeć do środka, spojrzeć w głąb kamiennych kręgów. 








Jako dziecko chodziłam z bratem na spacery na pobliskie pola. Pewnego razu stanęliśmy przy podobnej studni, położonej zresztą nieopodal tej dziś opisywanej i spoglądaliśmy na nią. Brat powiedział mi, że to studnia życzeń. Należy wypowiedzieć życzenie, a gdy ze studni wyjdzie biedronka, życzenie się spełni. Nie pamiętam jakie życzenie wówczas wypowiedzieliśmy, ale tamtego razu biedronka, ku mojemu zachwytowi, pojawiła się na pokrywie studni.








Oczywiście brat, starszy i bystrzejszy ode mnie, z pewnością widział to, czego ja nie dostrzegłam, a mianowicie że biedronka zbliża się do pokrywy studni. To zresztą nieważne, naiwnemu kilkulatkowi można wmówić wszystko. Ilekroć jednak od tej pory mijaliśmy tę studnię, czy studnię do niej podobne, wspominaliśmy studnię życzeń. To takie proste, wypowiadasz życzenie, wychodzi biedronka, a na twojej twarzy pojawia się uśmiech. Do dziś widząc takie studnie wracam do opowieści brata. Tym razem nie wypowiedziałam życzenia. Chyba nie wierzyłam w to, że w grudniu pojawi się jakaś zabłąkana biedronka. Trochę lat minęło, trochę mnie we mnie naiwności, choć zdaje się, że nadal ciągle za dużo, trochę mniej wierzę w dziecięce historie, co nie znaczny, że zupełnie straciłam w nie wiarę. Może jednak po prostu zbyt bardzo bałam się, że wypowiem te życzenie, a biedronka nie pojawi się. I zostanę sama w brunatnym krajobrazie, który nie pozostawi już żadnych złudzeń. Te życzenie wydaje się zbyt cenne, by wystawiać je na zimny, grudniowy wiatr. Choć może jednak trzeba było spróbować - kiedy, jeśli nie w grudniu, mogą zdarzać się cuda...




niedziela, 23 października 2016

Słowo na dziś


"O ósmej rano jest cicho i biało. Potem mgła powoli idzie do góry i pojawia się rozproszone złote światło. Widać krzewy i drzewa w ogrodzie, potem płot i reszta pejzażu powoli wraca na swoje miejsce. Szron znika z trawy. Na gałęziach lśnią srebrne pajęczyny. Ale wciąż jest cicho, cicho i zimno. Słychać pojedyncze krople spadające z północnej połaci dachu do rynny. 

To jest jesień, połowa października. Z niektórych drzew, z olch i jesionów opadła już część liści i dobrze znany pejzaż zmienia się raptem i w niespodziewanych miejscach otwierają się nowe przestrzenie. Spojrzenie nie napotyka na opór i biegnie gdzieś w głąb krajobrazu. Wśród bezlistnych gałęzi drzew widać opuszczone ptasie gniazda. Któregoś dnia na niebie pojawiają się klucze dzikich gęsi lecących na południe. (...)

(...) Pojawia się słońce i drzewa stają w czerwonych i złotych płomieniach. Nie ma piękniejszego światła niż światło jesieni. W nieruchomym powietrzu blask zaciera kontury rzeczy i zostawia jedynie barwy. Nawet dźwięki są wyraźniejsze, oddzielone od siebie i trwają dłużej. (...) Ten blask i ta cisza wydają się w jakiś sposób nieuchronne. To jest prawdziwy koniec pór roku, koniec życia i tak, jeśli będziemy mieli szczęście albo łaskę, będzie wyglądał koniec."


                             Andrzej Stasiuk - fragment felietonu Połowa października, powrót z książki Fado



Październik - Nowa Wieś Zbąska, nad jeziorem Nowowiejskim.
 

piątek, 9 września 2016

Cmentarz ewangelicki w Mariankowie


W podróży po cmentarzach ewangelickich w okolicach Zbąszynia, przyszedł czas na Mariankowo. W tej niewielkiej wsi położonej w powiecie wolsztyńskim, w lesie nieopodal zabudowań, znajdują się pozostałości po ewangelickiej nekropolii. Pozostałości to w tym przypadku odpowiednie słowo - po cmentarnej kaplicy pozostały porozrzucane cegły. Nagrobki w dużej mierze zniszczono, część zarosła. W trawie dostrzec można potłuczone tablice nagrobne, fragmenty zdobionych okuć, kolumny z charakterystycznym motywem dębu. 

Jakiś czas temu, zajmując się zawodowo tematem cmentarzy, natknęłam się na dokument Episkopatu Polski dotyczący ochrony cmentarzy. Jego zapisy doskonale oddają myśl, czym jest cmentarz i jak powinien być traktowany. Fragmenty z Instrukcji Komisji Episkopatu do spraw sztuki kościelnej z 1987 r. niech towarzyszą dziś zdjęciom z nekropolii w Mariankowie - przeczytawszy te słowa warto pomyśleć jak jest, a jak powinno i mogłoby być...












"We wszystkich kulturach świata i na przestrzeni całych dziejów ludzkości cmentarze, groby i miejsca grzebania zmarłych były i są otaczane szczególnym pietyzmem, właściwym dla danej kultury i stanu cywilizacji narodu. (...) Cmentarze, grobowce i poszczególne mogiły są wyrazami i świadectwami wiary w życie pozagrobowe oraz szacunku dla zmarłych. (...) Świętość i wyjątkowość charakteru cmentarzy, grobowców i mogił sprawiały, że miejsca te wydzielano z otoczenia, fizycznie odgradzano od niego, często obsadzano drzewami i otaczano czcią. Kościół zalecił wznoszenie tam krzyży lub kaplic. Wiernych zaś wezwał do zatroszczenia się o własny cmentarz lub przynajmniej o osobne kwatery na cmentarzach świeckich". 








 





"W trosce o świętość cmentarzy i mogił oraz o ich nietykalność Kościół zalecił szczególną dbałość o ich zewnętrzny wygląd oraz otaczanie ich czcią i pamięcią. Zabraniał i zabrania wszystkiego co jest obce świętości miejsca. (...) Nadto zobowiązał do wydania przez prawo partykularne stosownych przepisów mających na celu zachowanie porządku na cmentarzu, utrzymanie i ochronę ich sakralnego charakter. Niejednokrotnie cmentarze, jak i poszczególne mogiły powstały w wyniku zdarzeń historycznych. Dziś są ich historycznymi pamiątkami i świadectwami". 














"Cmentarze, jako kompleksy drzewostanu oraz jako zespoły nagrobków, rzeźb, epitafiów, symboli, napisów nagrobnych itp., pozostają niewyczerpalnym źródłem wiedzy o życiu w przeszłości pojedynczych jednostek i całych zbiorowości ludzkich. Stają się odzwierciedleniem życia religijnego parafii i powszechnie dostępną kroniką jej dziejów. Są także wyrazem i świadectwem kultury regionu, całego narodu i państwa, a także historycznej epoki. Jako takie stanowią dobro kulturalne Kościoła i Narodu. Wiele cmentarzy, pomników nagrobnych i poszczególnych mogił uległo lub ulega bezpowrotnej zagładzie przez utratę właścicieli lub opiekunów, przez źle pojęte prace modernizacyjne oraz przez brak stałej opieki nad grobami, grobowcami i cmentarzami opuszczonymi. Zniszczeń dokonuje także czas, ludzki wandalizm, kradzieże elementów nagrobkowych, włamania do grobowców i bezczeszczenie pojedynczych mogił oraz brak należytej konserwacji". 














"Proboszczowie oraz rządcy parafii winni szczególną troską otaczać cmentarze, poszczególne nagrobki i mogiły jako miejsca święte. Winni oddziaływać na wiernych i obudzać w nich poczucie szacunku względem cmentarzy, pojedynczych grobów oraz troskę o nie. Nagrobki oraz całe kwatery o szczególnej wartości historycznej i artystycznej nie mogą w żadnym przypadku podlegać likwidacji. Cmentarze parafialne winny być świadectwami wiary parafian i zapisem dziejów parafii. W tym celu należy zachować i zabezpieczyć stare cmentarze, stare partie cmentarzy z ich ogrodzeniami, alejami, drzewostanem, nagrobkami i innymi obiektami cmentarnymi. Grobowce i mogiły opuszczone przez wymarcie krewnych lub spadkobierców, szczególne zaś zabytkowe i historyczne, winny być otoczone parafialną opieką społeczną. Odnosi się to także do mogił i nagrobków ludzi związanych z dziejami parafii, regionu, lub kraju, choćby nie były zabytkami starego drzewostanu, który często stanowi o istotnych walorach estetycznych miejsca i otaczającego go krajobrazu". 












"Należy zachować pomniki nagrobne, krzyże, obeliski i inne obiekty o charakterze zabytkowym i historycznym, znajdujące się w obrębie cmentarzy grzebalnych oraz przykościelnych. (...) Nagrobki zabytkowe i historyczne uszkodzone przez czas należy zabezpieczyć przed dalszym niszczeniem, poddać konserwacji, a następnie otoczyć opieką społeczna parafian lub ewentualnie nowych użytkowników. (...) Cmentarze parafialne sprzyjają pogłębianiu wiary, wzajemnej miłości i pojednaniu. Pełnią tę funkcję, gdy stają się miejscami częstszej modlitwy całej wspólnoty parafialnej w ciągu roku, niezależnie od pogrzebów. Gromadzenie się parafian na cmentarzach spowoduje większą dbałość o nie i poszczególne groby, włączy umarłych do świadomości żywych. Służyć też będzie utrwalaniu pamięci i tożsamości narodowej". 














"Należy zadbać o zachowanie cmentarzy, nagrobków zabytkowych i historycznych innych wyznań czy narodowości, by były świadectwami chrześcijańskiego szacunku dla każdego człowieka, tolerancji i braterstwa. Ich zachowanie może budować porozumienie międzyludzkie i międzynarodowe oraz inspirować ochronę polskich cmentarzy poza granicami kraju. Wszelkie poczynania zmierzające do likwidacji tych obiektów należy uznać za sprzeczne ze sprawiedliwością i duchem chrześcijańskim. Rozbieranie starych, zabytkowych grobowców, wykorzystywanie ich elementów oraz detali jak: płyty, krzyże, tablice itp. do budowy nowych jest niedopuszczalne i nieetyczne". 





Wszystkie cytaty pochodzą z dokumentu Episkopatu Polski dotyczącego ochrony cmentarzy - Instrukcji Komisji Episkopatu do spraw Sztuki Kościelnej z 1987 roku. 

O innych cmentarzach ewangelickich, położonych w okolicach Zbąszynia pisałam tutaj:
Strzyżewo -  http://zbaszynprzedmiescie.blogspot.com/2014/07/cmentarz-ewangelicki-w-strzyzewie.html
Stefanowo -  http://zbaszynprzedmiescie.blogspot.com/2015/01/cmentarz-ewangelicki-w-stefanowie.html

piątek, 19 sierpnia 2016

Chata w Belęcinie


W Bęlęcinie, przy szosie prowadzącej do Mariankowa i Borui, stoi wiejska chata. To ten rodzaj budownictwa, który uwielbiam. Drewno, bielone ramy okienne, spłowiała dachówka. A wszystko to w otoczeniu pól i pobliskiego lasu.










Chata numer 4, o ile w ogóle jest zamieszkiwana, to raczej jedynie czasowo. To świetny przykład drewnianego budownictwa. Doskonale widać tu poziome ułożenie desek w głównej bryle chaty oraz pionowe ułożenie desek na poddaszu. Warto zwrócić uwagę na ozdobne wykończenie dachu na frontowej ścianie budynku, również drewniane. Do tego drewniane drzwi w pięknym, miodowym kolorze i drewniane ramy okienne - sporo tego drewna, ale to przecież właśnie z tego słyną wiejskie chałupy. 












Z tyłu chaty znajduje się zabudowany ganek - tutaj z kolei króluje kolor zielony. Szczyt dachu wieńczą dwa murowane kominy. Obok chałupy stoi niewielka pompa, również zielona. Działka otoczona jest częściowo murowanym płotem, który dziś tak już zarósł, że przypomina raczej żywopłot.










W sąsiedztwie chaty numer 4 znajduje się chata numer 5 - zbudowana w podobnej stylistyce. Chałupy w Belęcinie, wśród pól i w cieniu przydrożnych drzew, w spokoju czekają na swoich sezonowych mieszkańców. W trawach grają świerszcze, wiatr niesie zapach zboża i wiejskich ziół. Uroki wakacji na wsi...


Chata numer 5.