niedziela, 26 kwietnia 2015

Kwietniowy las


Mijający tydzień spędziłam kichając, kaszląc i chrypiąc - co jakiś czas jedynie zerkałam z zazdrością na słońce za oknem. Z uwagi na stan zdrowia, o weekendowej wyprawie rowerowej nie było mowy. Trudno jednak wysiedzieć w domu, gdy na dworze wszystko kwitnie, pachnie, śpiewa i kusi swoim wiosennym pięknem. Wybrałam się więc na spokojny spacer do lasu - lasu, w którym wiosna zadomowiła się już na dobre.





Kwiecień i maj, to miesiące, w których zieleń jest tak świeża, soczysta i ma tyle odcieni, iż trudno od tych zielonych krajobrazów oderwać oczy. Powietrze przesyca śpiew ptaków i ruch owadów. Na śródleśnym polu mignęło mi w oddali lustro spłoszonej kozy - samicy sarny - przeskakiwała młode zboże z niebywałą gracją. 






Szybko zboczyłam z piaszczystej drogi i poszłam tak, jak lubię najbardziej - czyli na przełaj przez las. Pod nogami trzaskały mi drobne gałęzie i szyszki - w lesie jest bardzo, bardzo sucho. W rejonie Zbąszynia już od dawna porządnie nie padało, a zima i przedwiośnie również nie należały do obfitujących w opady. Skierowałam się ścieżką wydeptaną przez zwierzęta do miejsca, w którym zazwyczaj stoi woda. Teraz nawet ono było niemal zupełnie suche - tylko rosnące trzciny świadczą o tym, że bywa tutaj woda. 










Jedynie w dwóch miejscach pozostały jakieś resztki wody, a raczej błota. Cały teren poprzecinana jest zwierzęcymi szlakami. Miejsce upodobały sobie wyraźnie dziki - świadczą o tym liczne w tej okolicy buchtowiska, czyli tereny poryte przez te zwierzęta w poszukiwaniu pożywienia. 








Pośród ściółki leśnej zazieleniły się już jagodziny - o ile przyjdą porządne deszcze, to jest szansa, że z początkiem lata znów będziemy zajadać pyszne jagody. By owoce mogły się jednak dobrze zawiązać, niezbędna jest woda. I tak oto znów powracamy do roli wody w przyrodzie.








Tematyka suszy postanowiła mnie nie opuszczać, bo na sam koniec spaceru natknęłam się jeszcze na ślady ogniska w lesie. Przeraża mnie czasem ludzka bezmyślność - gołym okiem widać, że ściółka jest wysuszona na wiór i na prawdę byle iskra może spowodować pożar. Na tablicach stawianych przez leśniczych przeczytać można czasem takie hasło: las płonie szybko, rośnie powoli. Nie jest to jedynie hasło, a fakt i nikomu nie życzę, by musiał się o nim naocznie przekonywać. Ognisko można rozpalać w lesie a także w jego okolicach, jedynie w miejscach specjalnie do tego wyznaczonych przez nadleśniczego - miejsce, na które się dziś natknęłam, z pewnością wyznaczone pod ognisko nie było.





Wybierając się do lasu warto pamiętać, że jesteśmy tam gośćmi - a bycie gościem zobowiązuje. Wszystkich, którzy potrafią się zachować odpowiedzialnie, zapraszam na spacery do kwietniowego lasu - pomimo suszy, której temat zdominował ten post, natura w przedziwny sposób odnajduje niekończące się pokłady zieleni i odradza się po zimowym uśpieniu - warto być świadkiem tej zielonej metamorfozy.





sobota, 25 kwietnia 2015

Kapliczka w okolicach Podmokli Małych


Jeżdżąc na rowerze po drogach i bezdrożach, mijam wiele kapliczek, figur i krzyży przydrożnych. Stoją przy wjazdach do miejscowości, żegnają mnie przy wyjeździe. Pilnują rozstajów dróg, czasem spoglądają z pni drzew. Zdarzają się także tam, gdzie nigdy bym się ich nie spodziewała. A za każdą belką krzyża, za każdą frasobliwą twarzą Jezusa, za każdą zwiewną szatą Matki Boskiej i za każdym Świętym, stoi jakaś historia. Ktoś wybrał to, a nie inne miejsce, ktoś ufundował kapliczkę, czy krzyż. Ktoś nosił kwiaty i modlił się, ktoś wierzył, że to ma znaczenie. Dziś pora na kapliczkę z okolic Podmokli Małych - kapliczkę, która niedawno jakoś szczególnie do mnie przemówiła. 








Kapliczka stoi przy brukowano - polnej drodze z Podmokli Małych do Lasek Górnych. Wybudowana jest na polu za wsią, nieopodal wzniesienia, na którym rośnie las. Poświęcona została Matce Boskiej, której figura znajduje się w jej wnętrzu. Architektonicznie, skojarzyła mi się od razu z kapliczkami, które oglądać można w Lutolu Mokrym (pisałam o nich tutaj: http://zbaszynprzedmiescie.blogspot.com/2015/02/kapliczki-w-lutolu-mokrym.html).










Ze znalezionych w internecie informacji wynika, iż fundatorem kapliczki był Wojciech Pajko, mieszkaniec Podmokli Małych, a miejsce to zostało zaznaczone na mapie już w 1828 roku.  Murowana kapliczka, z krzyżem u szczytu, stoi prawdopodobnie tam, gdzie dawniej znajdował się drewniany krzyża. Kapliczka urzekła mnie swoją prostotą. Czerwona cegła jest zarazem dostojna, jak i skromna. Figurę Matki Boskiej otaczają kwiaty w jednolitym kolorze, zachowana jest harmonia. 










Na szczególność tego miejsca z pewnością złożyło się wiele elementów. Poza samą kapliczką, także blask wiosennego słońca, konary ogromnego drzewa, zapach fiołków rosnących pod kapliczką, dalekie nawoływania żurawi, brodzących w oddali po polu. Wszystko to kazało mi zsiąść z roweru na dłuższą chwilę, zatrzymać się, pomyśleć i spojrzeć na to miejsce, jak na niezwykły obraz. Za to właśnie uwielbiam rowerowe wyprawy po okolicach - zawdzięczam im tyle zwykłych - niezwykłych chwil...









O kapliczce, a także innych krzyżach i kapliczkach ziemi babimojskiej, przeczytać można tutaj:

niedziela, 19 kwietnia 2015

Bobrza robota


Jeśli ktoś szuka solidnego inżyniera od budowli hydrotechnicznych powinien rozważyć kandydaturę bobra. Ten duży gryzoń nie ma sobie równych jeśli chodzi o pracę w drewnie, doskonale potrafi też przystosować środowisko do własnych potrzeb. Bobra, z uwagi na nocny tryb życia, spotkać niełatwo. Za to efekty jego pracy raz po raz spędzają sen z powiek ludziom. Tamy wznoszone przez bobry zmieniają stosunki wodne, ścinane przez te zwierzęta drzewa blokują drogi i zrywają linie energetyczne. Ślady żerowania bobrów spotkać można również w samym Zbąszyniu.








Nad kanałem  łączącym rzekę Obrę z jeziorem Błędno rośnie drzewo, które bobry obrały za swój cel. Z daleka wszystko wygląda w porządku - kanał, woda, trzciny, drzewa. Dopiero gdy podejdzie się bliżej, dostrzec można, że jedno z drzew przedstawia dość osobliwy widok. Potężny pień i korona trzymają się na czymś przypominającym zaostrzony rysik ołówka. Kto tak naostrzył drzewo? Nie kto inny, a właśnie bobry.










Bobry ścinają drzewa, by uzyskać dostęp do delikatniejszych gałęzi znajdujących się w ich koronach. Gałęzie te mają cieńszą korę, służą również do wznoszonych przez bory budowli takich jak tamy czy żeremia. Umiejętności bobrów są niezwykłe - te niewielkie zwierzęta potrafią ściąć nawet bardzo grube drzewo o średnicy do 1 m.










Nadgryzione drzewo zdaje się przeczyć prawom fizyki i dalej niewzruszone rośnie nad kanałem. Ten stan trwa już od dłuższego czasu, możliwe więc, iż bobry zdecydowały się oszczędzić drzewo, albo znalazły sobie jakiś bardziej smakowity kąsek. Pozostawiły po sobie precyzyjnie ogryziony pień, który doskonale obrazuje siłę ich zębów. W okolicy inne drzewa również padły ofiarą tych gryzoni, żadne jednak chyba nie oddaje w tak fantazyjny sposób solidności bobrzej roboty. 









O bobrach można więcej przeczytać tutaj:
http://www.bobry.pl/
http://www.krainabobra.pl/
http://pl.wikipedia.org/wiki/B%C3%B3br_europejski

wtorek, 14 kwietnia 2015

Leśne rozlewisko


Z początkiem wiosny w wielu miejscach powstają rozlewiska. I choć w tym roku w naszych okolicach śniegu nie było praktycznie wcale, lodu też niewiele, a deszcz padał rzadko, gdzieniegdzie rozlewiska i tak się pojawiły. Sprzyja im obniżenie terenu, a także obecność cieków wodnych lub naturalnych terenów podmokłych.











Rozlewisko, o którym dziś mowa, znajduje się nieopodal drogi prowadzącej z Perzyn do Nowej Wsi Zbąskiej. W lesie, w naturalnym obniżeniu, woda utrzymuje się często nawet latem. Przebiega tamtędy rów melioracyjny, który wraz ze wzrostem poziomu wody wylewa, tworząc bardzo ciekawy podmokły teren. Niedaleko tego miejsca położone jest jezioro Mączne, o którym pisałam tutaj: http://zbaszynprzedmiescie.blogspot.com/2014/11/sciezka-przyrodniczo-lesna-nad-jeziorem.html














Przy drodze obejrzeć można ogromne, majestatyczne dęby. Potem teren powoli zaczyna się obniżać i nagle dochodzimy do tafli wody - generalnie niegłębokiej, ale wystarczającej, by pojawiły się tu rośliny lubiące wilgotne tereny. Wszystko dookoła budzi się do życia po zimowym śnie - pojawiają się pierwsze pędy młodej trawy, a wodę pokrywa rzęsa wodna. 















Powracające zza morza ptaki ucieszyły się pewnie na widok dobrze znanego im miejsca. Już wkrótce usłyszymy tutaj rechot żab. Póki co, promienie słońca budzą naturę do życia. Nie każdy organizm jest w stanie wytrzymać w takim środowisku. Woda, która generalnie daje życie, gdy występuje w nadmiarze, potrafi również to życie odebrać. Powalone drzewa przypominają o tym, że w przyrodzie wygra najsilniejszy. Kępy trawy sprytnie czepiają się korzeni większych drzew, byleby tylko nie dać się zalać zupełnie przez wodę. Walka o przetrwanie nieustannie trwa.