sobota, 23 września 2017

Historia pewnej pocztówki


Pod koniec czerwca weszłam do mojej ulubionej księgarni w Poznaniu. W środku młody mężczyzna dyskutował z kobietą prowadzącą księgarnię na temat poszukiwania własnej drogi w życiu. Buszując pomiędzy pudełkami pełnymi kartek, zakładek, notesów i pocztówek, mimowolnie stałam się świadkiem ich rozmowy. Zbliżał się lipiec, szukałam urodzinowej kartki dla pewnej ważnej dla mnie osoby. Przeglądałam jedno pudełko za drugim, czas mijał. Nagle zorientowałam się, że mam w ręce pocztówkę przedstawiającą miejsce, które znam. Spojrzałam z niedowierzaniem na kartkę - tak, to nie pomyłka, to moja ulubiona kapliczka przy drodze z Podmokli Małych do Lasek, którą odkryłam dwa lata temu. Jakie było prawdopodobieństwo, że wśród setek kartek, w księgarni w Poznaniu, szukając tej jednej urodzinowej kartki, trafię na pocztówkę pokazującą miejsce, do którego tak często wracam myślami? Miejsce, którego część osób pewnie nawet by nie dostrzegła, a druga część nigdy by tam nie dotarła? Stałam lekko oszołomiona, ocknęłam się, gdy kobieta powiedziała do mężczyzny: powinien pan pisać, po prostu zacząć pisać... A co ja powinnam zrobić?


Pocztówka znaleziona w księgarni.

Zdjęcie widoczne na pocztówce wykonał Zygmunt Gajewski. Z tyłu kartki widnieje opis: Matka Boska Polna ...w drodze z Lasek do Babimostu. Dokładnie to samo miejsce i ta sama kapliczka oczarowały mnie ponad dwa lata temu, gdy w okresie przedwiośnia przedzierałam się polną drogą do Lasek. Wówczas to również kapliczka została pierwszy raz opisana na tym blogu: http://zbaszynprzedmiescie.blogspot.com/2015/04/kapliczka-w-okolicach-podmokli-maych.html Wielokrotnie myślałam potem o tym miejscu, coś sprawiało, że obraz kapliczki raz po raz do mnie powracał. Teraz wszystko było jasne - nie ma wymówek, trzeba wsiąść na rower i odwiedzić miejsce z pocztówki. 










Przez całe lato ciągle było coś, co uniemożliwiało mi odwiedzenie kapliczki. Najczęściej nie było mnie w tych okolicach, a gdy już byłam to albo pogoda nie pozwalała na dłuższe wyprawy rowerowe, albo były inne zajęcia i obowiązki. Do Podmokli Małych dotarłam więc u schyłku lata. Za wsią wjechałam na piękną drogę obsadzoną starymi owocowymi drzewami i wyłożoną brukiem. To droga prowadząca do celu - pod ogromnym dębem, nieopodal lasu, wyłoniła się w końcu wiejska kapliczka. Ta sama, którą fotograf umieścił na pocztówce. Ta sama, przed którą stanęłam dwa lata temu. Zmieniają się kwiaty otaczające Matkę Boską, zmienia się krajobraz - zmarznięta ziemia, ziemia przygotowana pod uprawę, rosnące zboże, czas po żniwach, opadające liście, a potem pierzyna śniegu... Przez te minione dwa lata zmieniłam się również ja i moje życie. Tylko jedno pozostaje niezmienne - wiara, że to wszystko nie jest przypadkiem...










Stoi w spokoju pod potężnym dębem. Częściej niż ludzkie głosy słyszy pewnie wiatr szeleszczący w liściach. Przetrwała tegoroczne nawałnice, o których świadczą już jedynie gałęzie porozrzucane w pobliżu drzewa. Może odwiedzają ją czasem ciche sarny, skubiąc dookoła trawę. Może czarny kruk przysiądzie na konarach, a zabłąkany kot ułoży się w plamie słońca u Jej stóp. Czasem ktoś przejedzie drogą, zatrzyma się, spojrzy, zdejmie czapkę. Co widzi w naszych oczach? Czy wszystko rozumie?








Autor fotografii ochrzcił Matkę Boską z kapliczki w okolicy Podmokli Małych Matką Boską Polną. Stojąc wśród pierwszych spadając dębowych liści i żołędzi, pomyślałam, że dla mnie to raczej Pani rozłożystego dębu. I nagle dotarło do mnie, że przecież znam piosenkę, której często ostatnio słucham i która doskonale pasuje do tego miejsca i tego czasu...

Panie wiotkiej trzciny i rozłożystego dębu,
który wybierasz dla nas ścieżki najbardziej kręte,
który posyłasz w drogę dając tylko busolę słońca,
kilka znaków na mapie serca, zapamiętanych jeszcze w dzieciństwie...

Panie wiotkiej trzciny i rozłożystego dębu,
który wybierasz dla nas ścieżki najbardziej kręte
i nie rozumiem dlaczego... przecież zwycięstwo dębu,
jest tym większe, im więcej złamanych konarów...

I nie rozumiem, nie rozumiem...

Więc odpuść mi, choć tak trudno odpuszczać, choć tak trudno... 


Krzysztof Napiórkowski Panie wiotkiej trzciny, tekst: Paweł Szydeł











Pod rozłożystym dębem, patrząc w Jej twarz, myślałam o ścieżkach, drodze, sercu i wszystkim, czego tak bardzo nie rozumiem... O tym, co powinnam. Chcę wierzyć, że w życiu nie ma przypadków. Choć tak trudno... 




niedziela, 20 sierpnia 2017

Opowieści z mchu


Spójrz na świat pod stopami. Szare oceany liści, leśne wzburzone wody pełne drobnych gałęzi, dryfujących żołędzi, szyszek, przedziwnych roślin. A gdzieniegdzie na tych wodach wyspy - małe zielone enklawy, wyglądające jak piłki tenisowe porozrzucane przez nieuważnych sportowców. Podobne do kolczastych jeży, kryjących się w leśnej gęstwinie. Archipelagi wysp i wyspy samotne. Wyspy bezludne oraz zamieszkałe przez cudowne stwory. Grzyby czepiające się lądów, owoce dębu tulące się do siebie w poszukiwaniu ukojenia w ogromie tego niesamowitego świata. Życie kryje się na wyspach, z których każda posiada własną historię i własne skarby...












Dotknij mchu. Raz jest szorstki, innym razem miękki. Jednego dnia suchy, innego gromadzi wodę jak gąbka. Pozwól dłoniom badać jego delikatną strukturę, poczuj zmienność tworzonych przez niego wysp. Patrzymy, tak często nie widząc, słuchamy i nie słyszymy. Może więc dotyk pozwoli nam poznać prawdziwy świat. Niech mech ugina się pod naszym ciężarem, niech stopy zagłębią się w zielone odmęty skrywające wodę. Poczuj, oto życie na wyspie. 














Doceń jego odwagę. Wyrusza w niezbadany świat. Czepia się pni, zdobywa nowe terytoria, tworzy wyspy pomiędzy korą potężnych drzew. Powoli, dąży do obranego celu. Trzyma się kurczowo raz rozpoczętego dzieła, pomimo wiejących wiatrów, które czasem chcą zepchnąć wyspę w niebezpieczne rejony. Pomimo deszczy zalewających i podtapiających wszelkie nadzieje. Pomimo lodu, który wbija igły prosto w serce. Wszystko zaczyna się od rzeczy bardzo małych. I od odwagi. 
















Posłuchaj tej bajki. Opowieści z mchu. Czy w lesie może mieścić się pofalowany ocean a na nim tyle wysp? Czy na wyspach może toczyć się życie, walka o przetrwanie, codzienne radości i smutki? Czy wyspy mogą się od siebie oddzielić? A czy możliwe jest, by się połączyły? Czy na tym oceanie znajduje się też Twoja wyspa? Wszystko jest możliwe, o ile zmieści się to w Twojej wyobraźni. A w każdej historii, także historii mchu, czeka przecież jakaś prawda do odkrycia... 








sobota, 29 lipca 2017

Stacja Belęcin


Lubię małe stacje kolejowe. Ogromne, zatłoczone dworce, gdzie panuje zgiełk, wszyscy gdzieś pędzą, a megafony nigdy nie milkną, to nie miejsca dla mnie. Wolę te stacje, przy których rosną rozłożyste drzewa, w zagłębieniach bruku tworzą się kałuże, a pomiędzy kolejowymi podkładami kwitną wiejskie chwasty. Miejsca, gdzie pociąg jest wyczekiwanym gościem. Część takich stacji nie jest już wcale używana. Belęcin, leżący na linii Zbąszynek-Leszno, ciągle jeszcze wita pociągi...











Przez Belęcin kursują  pociągi spółki Koleje Wielkopolskie. Raz po raz na tej trasie usłyszeć można również radosne pogwizdywanie i odgłos wypuszczanej w powietrze pary - nieomylny znak, że właśnie nadjeżdża parowóz. Szczególnie w okresie letnim podróż parowozem stanowi atrakcję turystyczną tych rejonów. Dworzec w Belęcinie lata świetności ma za sobą - dziś tablice informują, że budynek przeznaczony jest do rozbiórki. Elementy nowoczesnych tablic i rozkładów jazdy mieszają się w Belęcinie z czasami, gdy kolej była głównym środkiem lokomocji - czasami, które wraz z belęcińskim dworcem odejdą za moment w zupełny niebyt. 












Czasy, gdy na ścianach dworca można było odczytać napisy: rauchen verboten, minęły. Minęły też czasy, w których z kranów przy dworcu płynęła wody. Minęły czasy, w których komukolwiek przyszłoby do głowy taką wodę pić. Minęły czasy, w których na dworcu w Belęcinie można było skorzystać z toalety czy kupić bilet. Dziś pociąg zatrzymuje się tu zaledwie na moment. Moment, który wystarcza, by wskoczyć do wagonu i pomknąć do wielkiego świata. Z samotnej stacji, do świata, w którym wszystko jest możliwe...












Co tam słychać w wielkim świecie? - pytają mnie często ci, którzy zostali w tych okolicach. Mogliby tak spytać również w Belęcinie. Odpowiadam zawsze: w jakim wielkim świecie? Wielki świat - co to w ogóle oznacza... Nie czuję, że przyjeżdżam z jakiegoś innego świata, choć rzeczywiście czasem trudno uwierzyć, że to te same światy. Wielkie miasta nie tworzą wielkiego świata. Może, gdy dawno temu wyjeżdżałam do tego "wielkiego świata", rzeczywiście tak o tym miejscu myślałam. Okazało się jednak, że świat jest jeden i tworzymy go sami. Tam też są podobni ludzie, takie same obowiązki, te same radości i tożsame smutki, te same problemy. Ostatecznie tam wszystko toczy się podobnie jak tu, tylko w innym tempie. Tam, mimo wielu ludzi, również można być samotnym. Tam jest to jedynie trudniej znieść...









O innych stacjach kolejowych z linii Zbąszynek-Leszno pisałam tutaj: