czwartek, 27 grudnia 2018

Słowo na dziś


"Sądzę, że wkrótce już będziesz musiał uświadomić sobie, dokąd chcesz dojść. A kiedy sobie uświadomisz, musisz natychmiast wyruszyć w drogę. Natychmiast. Nie wolno ci tracić ani chwili".

                                                                  Jerome David Salinger Buszujący w zbożu





 

sobota, 1 grudnia 2018

Szarość


Grudniowe, szare, krótkie dni. Świat trochę za mgłą, przytłumiony obraz, deficyt jaskrawych kolorów. Ostre letnie światło wydaje się tylko wspomnieniem, soczysta wiosenna zieleń przewidzeniem. Jeszcze gdzieniegdzie na drzewie kołysze się rudy jesienny liść, ale nie ma już wyrazistej barwy, jak w październikowe czy listopadowe słoneczne dni. To grudzień - jeden z najbardziej szarych i mrocznych miesięcy. W miastach rozświetlonych blaskiem bożonarodzeniowych jarmarków i nasyconych barwami świątecznych witryn, szarości łatwo przegapić. Tymczasem szary to również kolor, choć niektórzy twierdzą, że szarość to właśnie koloru brak...











Poszarzały również pola w okolicy Chrośnicy. Oko oczywiście rozróżnia barwy, ale brak jest światła, które by je podkreśliło, uwypukliło i wydobyło z krajobrazu. Przybrudzone niebo, ani smugi błękitu i iskry słońca. Widok wydaje się być monotonny, zwyczajny, taki codzienny. Może nieprzypadkowo mówi się czasem o szarej codzienności, czy rzeczywistości. Nie każdy dzień i nie każdą chwilę maluje gama kolorów. Paleta barw bez szarości jest jednak niepełna. 










Zwykłość, prostota, codzienność, szarość. Zbity z desek płot, kamienne słupki, łąkowa trawa i buszujące pod ziemią krety. Sylwetki nagich drzew, goła wierzba witająca wjeżdżających do wioski. Bez fajerwerków, bez wielkich niespodzianek, tak zwyczajnie. Kiedy wszystko musi być niesamowite, niezwykłe, najpiękniejsze, idealne, błyszczące, migoczące, kolorowe i rozświetlone, pola w okolicach Chrośnicy przypominając, że w życiu bywają też te zwykłe, mało spektakularne chwile. Te, którymi trudno pochwalić się na portalach społecznościowych, czy podczas spotkania ze znajomymi. Szukając w życiu barw, tak często przegapiamy szarość, tak bardzo chcemy ją zamalować i zasłonić. Trudno dostrzec piękno w butwiejącym płocie, trudno uznać za atrakcyjny zwykły, zdaje się nic nieznaczący dzień. Tymczasem ta "zwykłość" jest bardzo ważna, a jej unikanie sporo o nas mówi. Szarości jest coraz mniej - może warto się z nią czasem zmierzyć, nawet, jeśli to trudne.








poniedziałek, 29 października 2018

Uchwycić chwile


Dwanaście lat temu dostałam w prezencie pierwszy aparat. Uznano chyba wówczas, że mogę rozpocząć własne dokumentowanie świata. Wcześniej z zazdrością oglądałam albumy starszego brata, patrzyłam jak podgląda naturę, pochyla się nad płatkami kwiatów, czy kroplami wody. Oglądałam książki rodziców pełne pięknych zdjęć z rozmaitych krajów. Otwierałam klasery i przenosiłam się w wir minionych wydarzeń. Zbierałam pocztówki, by móc choć na chwilę przenieść się tam, gdzie podróżujący, zobaczyć choć ułamek tego, co widzą oni. Spoglądałam na jakiś widok i myślałam - chciałabym uchwycić ten moment. Chciałam pamiętać. Chciałam mieć choć na chwilę poczucie, że da się zatrzymać czas...

Ze starych fotografii patrzą na mnie przodkowie, ludzie, których już ze mną nie ma. A tam ciągle uśmiechnięci, albo poważni, ze śmieszną miną, w dziwnych fryzurach, czy strojach. Trwają, choć przeminęli... Z fotografii patrzy na mnie roześmiane dziecko, uczeń pierwszej klasy, nastolatka z przyjaciółmi, a potem już coraz bardziej dorosły człowiek. Lubię zdjęcia. Rozumiem już dziś ich paradoks - choć zatrzymują chwile, pokazują jednocześnie jak szybko one mijają...

Aparat służy mi do dziś. Dotrzymywał kroku w wielu podróżach - tych dalekich i tych dużo bliższych. Wierny towarzysz, spoglądał w twarze ważnych dla mnie osób, utrwalał istotne miejsca i momenty. Dokumentuje mój świat, to jak go widzę, jak chcę go widzieć, to jaki jest i jaki bywa. Dokumentuję, by w przyszłości, móc zobaczyć przeszłość.

Życie nie toczy się jednak na zdjęciach. Nie jest albumem, który można otworzyć i przenieść się wstecz. Nie dzieje się ani w przeszłości ani w przyszłości. Nie można go odłożyć na kiedyś, na odpowiednią sposobność, czy moment. A często żyję tak, jakby było zupełnie inaczej... Chciałabym umieć uchwycić moment nie tylko obiektywem aparatu. To dużo trudniejsza lekcja, niż nauka odpowiedniej kompozycji, doboru światła, kontrastu. Sztuka fotografowania i sztuka życia. Jednego, jak i drugiego nikt mnie nie uczył. Bardzo więc niedoskonale, podpatrując tych, którzy zdają się robić to lepiej, na swój sposób próbuję uchwycić to, co nieubłaganie przemija...



Jesienny las w rejonach Zbąszynia - zdjęcie zrobione około dziesięć lat temu. Dziś miejsce to wygląda inaczej - las widoczny w głębi częściowo wycięto...


sobota, 29 września 2018

Las wita jesień


Leśne powitanie jesieni. Pierwsze na ochotnika zgłosiły się trawy i paprocie. Runo leśne nagle pożółkło i zrudziało. Tak, jakby letnie miesiące, pełne blasku i ciepła, skumulowały się w żółtych źdźbłach trawy i liściach paproci. Zieleń, niczym za dotknięciem czarodziejskiej, jesiennej różdżki, zmienia się powoli w inne, cieplejsze barwy. Żółte paprocie snują historię o wyjątkowo długim i upalnym lecie, które odchodzi wraz z odlatującymi na południe ptakami.
















Zupełnie inną barwą witają jesień wrzosy. Drobne kwiatki przyciągają w cieplejsze dni pszczoły, które powoli kończą sezon ciężkiej pracy. Fiolet wrzosów przypomina barwę letniego nieba o zachodzie słońca, smug, które w ciepłe wieczory przed zapadnięciem zmroku rozpościerają się nad łąkami. Wrzosy, poza lasami, obecne są również w nazwie miesiąca, który właśnie mija...








Jeszcze inną kolorową niespodziankę postanowiły sprawić jesieni grzyby. Ile gatunków, tyle kolorów. Czasem to barwy rzadko spotykane w lesie, jak głęboka czerwień muchomorów nakrapianych białymi kropkami. Z kolei strategia najpopularniejszych grzybów jadalnych, to zlać się z otoczeniem. Mimikra ze ściółką skutecznie utrudnia ich znalezienie, ale grzybiarze wiedzą, ile radości daje spacer po jesiennym, barwnym lesie. Nawet, jeśli jak dziś, znajdzie się tylko jednego prawdziwka... 





 


poniedziałek, 10 września 2018

We właściwym miejscu


Śródpolne drzewa kiedyś nie były niezwykłym widokiem. Porastały miedze, trzymały straż przy drogach, dając błogosławiony w środku lata cień, zimą chroniąc od wiatru i śnieżnych zamieci. Skowronki wyśpiewujące nad polami pieśni przysiadały na gościnnych gałęziach. Z ich koron drapieżne myszołowy wypatrywały bystrym okiem zdobyczy. Zlatywały się do nich roje owadów zapylając polne grusze, jabłonie i śliwy. Umiejętnie posadzone odwadniały nadmiernie podmokłe tereny. Stawały się drogowskazem dla wędrowców - prosto, aż do rzędów polnych wierzb, za nimi w prawo wzdłuż alei topoli, a przy rozstaju dróg w kierunku starej lipy... 






Potem przyszedł nowy świat, który lubi wszystko wymierzyć, oszacować i ulepszyć. Drzewa przeszkadzały w ergonomicznym rolnictwie. Korzenie rozsadzały drogi. Powalone siłą wichur tarasowały przejazd. Nowy świat wymyślił idealne tereny - tylko kilometry pól i dróg, żadnych drzew, lasów, zagajników, oczek wodnych i innych podobnych problemów. Idealne tereny ucichły - zamiast śpiewu ptaków gwiżdże po nich wiatr, wysuszając ziemię na zmianę z palącym słońcem. W miejscu drzew zionie pustka...






Gdzieś ciągle jest dla nich miejsce... Rosną na uboczu, przy zapomnianych drogach. Zrzucają jabłka, których nikt już nie zbierze. Wiosną toną w pięknie ukrytym przed oczami tłumu. Nieśmiałe, spoglądają z daleka, jakby zapomniane przez nowy świat. Niedzisiejsze, ze spękaną korą, nie na pokaz, a jednak w odpowiednim miejscu. Każde z nich to zupełnie osobna historia. Lata życia wypisane na pniu, opowieść przekazywana w opadających jesienią liściach. Są w swoim miejscu - właśnie tam, gdzie być powinny, w otoczeniu tych, z którymi być powinny, w miejscu, którego nie wybierały, a jednak stało się ono ich domem. Wrośnięte w ziemię, czasem splecione ze sobą w uścisku, pną się w górę. Rosną, owocują, mężnieją. Niektóre powali wiosenna wichura, inne zapłoną po uderzeniu letniego pioruna. Ich serca potrafi rozsadzić mróz. Wiele z nich, zanim pochyli je czas, dożyje jednak sędziwego wieku. Jakby bliskie, skądś znane historie... Słowa płynące z właściwego i do właściwego miejsca.







poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Słowo na dziś


"Zależymy od pamięci jak las od drzew, a rzeka od brzegów. Powiem więcej, według mnie, stworzeni jesteśmy przez pamięć".
                                                                                   
                                                           Wiesław Myśliwski Traktat o łuskaniu fasoli





 

poniedziałek, 30 lipca 2018

Z biegiem rzeki - okolice Lutola Mokrego


Kontynuując podróż wzdłuż rzeki Obry, po okolicach Strzyżewa przyszła pora na okolice Lutola Mokrego. Być może nazwa Lutol Mokry ma coś wspólnego z Obrą przepływającą w tych okolicach, choć równie dobrze mogło chodzić o liczne w tych rejonach jeziora, czy też występujące tu tereny podmokłe. Krajobraz poprzecinany rzeką ma niezwykły urok. Strome brzegi porastają drzewa, zacieniając brzegi Obry i dając schronienie przed letnim słońcem. Bystre oko wypatrzy pierzastych amatorów życia nad rzeką, co nie dziwi, biorąc pod uwagę bogactwo pokarmu, które takie miejsca gwarantują. Dzięki nim brzegi rzeki rozbrzmiewają ptasimi trelami. 














Być może w takim miejscu mogliby żyć bohaterowi lubianej przeze mnie w dzieciństwie bajki "Tajemnice wiklinowej zatoki". Szczur Archibald i piżmak Serafin wraz z bobrami i wydrami przeżywali nad rzeką liczne przygody. Jedno z tych zwierząt na pewno w tych rejonach występuje, a działalność jego niesamowitych zębów można śledzić na nabrzeżnych drzewach. Myślę, że zwierzakom z wiklinowej zatoki spodobałoby się nad zieloną Obrą, zwłaszcza, że tutejsze okolice to przecież zagłębie wikliniarstwa. Maleńkie wysepki na środku rzeki, zwieszające ku wodzie gałęzie drzew, bogactwo fauny i flory - to wszystko stanowi o atrakcyjności tego szlaku, często wybieranego przez kajakarzy. 












Przed samym Lutolem Mokrym rzeka nagle wpływa w rejon płaskich łąk. Znikają wysokie brzegi, a przebieg Obry znaczą pasy trzciny okalające wodę. W okresie zimowym i wiosennym rzeka wylewa, nawadniając okoliczne pola. Zielone, nadrzeczne łąki to również stanowisko wielu ptaków - gatunków wodnych, ale także tych, które preferują życie na łąkach, czy w pobliskich lasach. W oddali widać już zabudowania Lutola Mokrego, a Obra płynie dalej, snując swoje rzeczne opowieści...














O Obrze w okolicach Strzyżewa można poczytać tutaj:

Natomiast Obra w okolicach Przyprostyni opisana została tutaj:

Stare zdjęcia Obry obejrzeć można tutaj:

sobota, 23 czerwca 2018

Z biegiem rzeki - okolice Strzyżewa


Rzeka Obra - królowa zbąszyńskich okolic. Meandruje pomiędzy polami, lasami, mija miasta i wioski, przepływa przez Jezioro Błędno. Trochę niedoceniana, a przecież w piękny sposób kształtująca lokalny krajobraz. Za Strzyżewem płynie pomiędzy polami, wkraczając w bardzo malowniczy odcinek, z brzegami porośniętymi lasami i łąkami schodzącymi wprost do rzeki. Tereny te doceniły bobry, których działalność doskonale widać na już powalonych bądź dopiero naruszonych drzewach. Te duże gryzonie znane są ze swoich inżynierskich umiejętności, które prezentują również nad Obrą.


Meandrująca Obra w okolicach Strzyżewa.




Wyraźne ślady bobrzych zębów.
 













Nie tylko bobry doceniają bliskość rzeki. Szuwary i drzewa stanowią dobre schronienie dla ptactwa, które wdzięcznie wypełnia swoim śpiewem okolice. Na mulistym brzegu spotkałam ładnie ubarwioną żabę wodną, wygrzewającą się w promieniach słońca. Z bliskości wody korzysta również roślinność, bardziej bujna, niż w innych, pozbawionych wilgoci miejscach. Niektóre drzewa zwieszają swoje konary wprost nad taflą Obrą, jak gdyby chciały zajrzeć w jej głąb i przekonać się, jakie tajemnice skrywa...












Bystre spojrzenie mieszkańca rzeki.




Wraz z biegiem rzeki zmienia się krajobraz. Łąki zastępują lasy, brzeg raz jest dostępny, a raz zarośnięty, martwe drzewa robią miejsce nowym gatunkom, wszystko płynie... Słońce rzuca iskry i przegląda się w obrzańskiej toni. Rzeka wypełnia krajobraz od lat, czasem występując z brzegów, a czasem bardzo obniżając swój poziom. Tworzy własny ekosystem, chroniony w tych okolicach w ramach obszarów Natura 2000: obszar Jeziora Pszczewskie i Dolina Obry oraz obszar Rynna Jezior Obrzańskich. Dobrze, że dostrzeżono konieczność ochrony terenów, które mają do zaoferowania wiele pięknych i ciekawych zakątków.