wtorek, 7 października 2014

Jej wysokość płaskość


Stoisz w miejscu i jak okiem sięgniesz, widzisz horyzont. Przed tobą, za tobą, z prawej i lewej strony. A nad tobą niebo - niczym nie zmącone i nie zasłonięte. Płasko, pusto, spokojnie. Widzisz równinę, czujesz wolność. Witaj w Wielkopolsce.

Oczywiście to stwierdzenie o płaskości Wielkopolski i jej okolic, to taka prawda z gatunku tych bardzo częściowych. I tutaj znajdą się pięknie pofałdowane tereny, doliny, niewielkie wzniesienia i pagórki. Mówiąc szczerze, większa część województwa wcale nie jest płaska - a jednak to właśnie ta cecha wymieniana jest wśród charakterystycznych dla regionu. W przypadku Zbąszynia i okolic trzeba jednak przyznać - jest tu stosunkowo płasko.

Lubię stać pośród pól i mieć na wyciągnięcie ręki cały, bezkresny krajobraz. To trochę jak stanie nad samym morzem - aż po horyzont woda. Tutaj aż po horyzont pola, ewentualnie horyzont może przysłonić trochę las, lub jakieś zabudowania, czy drzewa. Nic jednak człowieka nie zaskoczy. Nic nie skryje się za górą, nie wyskoczy nagle, nie zaatakuje. Ma się ułudę bezpieczeństwa, poczucie, że zagrożenie będzie widoczne z daleka. Wzrok bez przeszkód wędruje aż po graniczne linie tego niezwykłego obrazu. Nie ma przeszkód, nie ma barier. Nie trzeba się wspinać, pokonywać wzniesień. Człowiek jest zrównany z ziemią. Nie ma się jak wywyższyć. A z drugiej strony często pozostaje najwyższym punktem tej prostej układanki. Taki nizinny paradoks.

Płasko. Równo. W domyśle wielu - nudno. Kto jednak nie stał na otwartej przestrzeni, kto nie szedł prostą drogą, która biegła w widoczną dal, kto nie widział pustułki krążącej nad nizinami, ten nie zrozumie, że płaskość również może być piękna. W tym równym krajobrazie jest jakaś niezwykła harmonia. Niebo styka się z ziemią, nie zahaczając po drodze o żadne przeszkody. Widzi się przed sobą poziome pasy barw. Ciemna ziemia, zielony las, niebieskie niebo. Brunatny piasek, złote żyto, granat nieba przed burzą. Błękit wody, szarości trzcin, białość chmur. Kolory pasów zmieniają się jak flagi różnych państw. Kształt pozostaje jednak ciągle ten sam.

Gdy jest płasko, jest też po prostu prościej. Prościej wybudować dom. Prościej uprawiać ziemię. Prościej przemieszczać się. Czasem tu, na nizinach, tęsknimy za górami. Za miejscami, gdzie można mieć chmury pod stopami. Za chwilami, gdy można patrzeć na wszystko z góry - z dystansem, który osiąga się tylko na szczycie. Gdy najwyższe wzniesienia w okolicy mają co najwyżej odrobinę ponad 80 m n. p. m., prawdziwe góry wydają się jakąś fantasmagorią. Ale one istnieją. By jednak być górami, potrzebują nizin. Wszystko się tak mądrze na tym świecie splata, że jedna rzecz potrzebuje drugiej. Jeden człowiek - drugiego. Dopiero wówczas powstaje całość.

Schodząc ze szczytów - tych rzeczywistych i metaforycznych - można docenić niziny. Wszyscy wiemy, ile siły kosztuje zdobywanie kolejnych wzniesień. Góra za górą, z czasem może stać się koszmarnym szlakiem. Gdy więc nasza droga zbacza na płaskie tereny, może nie warto protestować. Być może to szansa by odpocząć. Nie wydaje mi się, by droga przez niziny była mniej wartościowa niż wspinaczka. Droga jest drogą - może być jedynie trochę łatwiej, albo trochę trudnej. Kroki jednak zawsze trzeba stawiać samemu.


Płaskość okolic Szczańca.


Płaskość okolic Godziszewa.


Płaskość okolic Stefanowa.

4 komentarze:

  1. Oj faktycznie płasko, u nas w Tarnowie trzeba by się solidnie wspinać żeby horyzont zobaczyć, ale i tak tylko na północy, bo na południe zawsze zakrywają go wzniesienia i tak to się ciągnie aż do... Rumunii ;-)
    pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Makromanie - my na nizinach czasem tęsknimy za tymi waszymi wzniesieniami. Ale płaskość jak widać też ma swoje uroki. Dzięki za odwiedziny - pozdrawiam!

      Usuń
    2. Zwłaszcza dla rowerzystów... 50 km po równinie, to spacer, a po górkach wyczyn ;-)

      Usuń
  2. Dla mnie płaskość doliny Obry Gniłej to magiczne miejsce.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń