niedziela, 28 września 2014

Niebezpieczny świat roślin


Rośliny bywają bardziej przebiegłe i niebezpieczne niż nam się często wydaje. Dopiero, gdy rozpoczynają swój atak, ludzie orientują się, że przyroda wymyka się im spod kontroli. Natura nigdy nie będzie w pełni nadzorowana przez człowieka i to chyba dobrze, bo często z tej naszej kontroli wynika więcej szkody, niż pożytku. Jednak w przypadku niebezpiecznych roślin ich monitorowanie i zwalczanie jest konieczne. Choć określanie roślin jako przebiegłych, czy atakujących, może wywoływać uśmiech na twarzy, moim zdaniem nie warto bagatelizować ich możliwości. Szczególnie problematyczne są gatunki inwazyjne, czyli przybysze zza granicy, którzy na tyle dobrze poczuli się w naszym klimacie, iż rozpoczęli podbój nowych terenów, przy okazji wypierając rodzime gatunki. Przedstawicieli takich odmian można spotkać także w okolicach Zbąszynia.


Barszcz Sosnowskiego

O tej roślinie w ostatnich latach zrobiło się bardzo głośno. Głównie za sprawą tego, że jest ona nie tylko niebezpieczna dla krajowych gatunków, ale i dla ludzi. Zawiera bowiem kumaryny - chemiczne związki, które powodują bolesne i trudno gojące się oparzenia na skórze. Spotkanie z barszczem Sosnowskiego może więc skończyć się bardzo nieprzyjemnie - szczególnie w słoneczny dzień, gdyż światło dodatkowo nasila objawy poparzenia. Do powstania objawów skórnych nie jest konieczne łamanie, czy wyrywanie rośliny - wystarczy bezpośredni kontakt skóry z barszczem. Z tego względu roślina jest niebezpieczna szczególnie dla dzieci, które nie mają często świadomości, iż liście, kwiaty, czy łodygi, które zerwały, lub w których się bawią, to właśnie feralny barszcz Sosnowskiego.





Barszcz Sosnowskiego przybył do nas i do większości krajów bloku wschodniego z rejonu Kaukazu pod koniec lat 50-tych XX w. Początkowo sądzono, iż barszcz będzie przeznaczany na paszę dla bydła. Uznano również, że świetnie sprawdza się jako roślina miododajna. Wydawało się, że ma same plusy - szybko rośnie, nie jest wymagająca, ma sporą masę. Okazało się jednak, że bydło nie chce jej jeść, a roślina jest szkodliwa. Było już jednak za późno, gdyż barszcz wyprzedził człowieka i rozprzestrzenił się niemal na terenie całego kraju. Problem z tym uciążliwym lokatorem ma nie tylko Polska, ale większość naszych wschodnich sąsiadów. W krajach byłego Związku Radzieckiego roślina nazywana jest "zemstą Stalina", gdyż sprowadzono ją z terenów Kaukazu niedługo przed jego śmiercią.






Barszcz Sosnowskiego upodobał sobie tereny ruderalne, czyli takie obszary, gdzie widać intensywną działalność człowieka. Pobocza dróg, rowy, hałdy, pola, nasypy kolejowe - w tych i w wielu innych miejscach można spotkać ten niebezpieczny gatunek. Rozmnaża się on za pomocą nasion, których niestety wytwarza bardzo znaczne ilości. Stąd właśnie niezwykła ekspansja tej rośliny. W Polsce jest to gatunek zwalczany - jego sprowadzanie do kraju, hodowla, rozmnażanie i sprzedaż jest zabroniona, o ile nie posiadamy specjalnego zezwolenia. Jak do tej pory w walce z barszczem jesteśmy jednak na pozycji przegranej.





Barszcz Sosnowskiego w okolicach Zbąszynia widywałam wielokrotnie. Zdjęcia przedstawiają przedstawicieli tego gatunku rosnących w tym roku w okolicach Zakrzewa. Praktycznie cała pobocze drogi z Zakrzewa do Godziszewa porośnięte było barszczem. W okolicach rowów melioracyjnych rosły okazy znacznie przewyższające człowieka. Mając jednak świadomość jak niebezpieczna to roślina, ograniczyłam się do sfotografowania barszczu rosnącego w dostępnych miejscach. Warto zachować ostrożność - nigdy nie wiadomo kiedy natkniemy się na ten inwazyjny gatunek.


Więcej o Barszczu Sosnowskiego można przeczytać na stronie: http://barszcz-sosnowskiego.pl/
Tutaj natomiast krótki film o barszczu:  https://www.youtube.com/watch?v=PsiBUn25WhY



Kolczurka klapowana

Druga przedstawicielka niechlubnych inwazyjnych gatunków jest pewnie mniej znana. Jeszcze niedawno też nie miałam o niej pojęcia, ale pewnego dnia odkryłam, iż pnie się podstępnie po ogrodowej siatce, która oddziela działkę od rowu melioracyjnego. Mój tata przyglądając się specyficznie wyglądającej roślinie orzekł, że to pindyrynda. Nazwa wywołała moje rozbawienie, ale faktycznie, jest to potoczne określenie rośliny o nazwie bieluń dziędzierzawa. Z tym, że nasza lokatorka nie była bieluniem, ale kolczurką klapowaną - oba gatunki mają podobne owoce, wyglądające jak małe, kolczaste ogórki. Bieluń jest silnie trujący, kolczurka natomiast nie stwarza zagrożenia dla ludzi. Prezentuje się bardzo atrakcyjnie i mogłaby stanowić ładną ozdobę domowego ogródka. Nie można dać się jednak zwieść jej miłemu wyglądowi i przyjaznej nazwie. Dla przyrody stanowi ona duży problem.




Kolczurka klapowana przywędrowała do nas z Ameryki Północnej i natrafiła na przyjazne sobie środowisko. Sprowadzono ją na początku XX w. w celach ozdobnych. Lubi wilgotne miejsca, stąd nic dziwnego, że pojawiła się w okolicy rowu. Jest to roślina pnąca, potrafi opleść drzewa i krzewy, powodując nawet ich obumarcie. Ma charakterystyczne wijące się pędy. Najbardziej specyficzne są jednak owoce tej rośliny. W ich wnętrzu znaleźć można ciemne nasiona, które po otwarciu się owocu wystrzeliwują na zewnątrz. W taki oto sprytny sposób kolczurka zdobywa coraz to nowe terytoria.





Podobnie jak w przypadku barszczu Sosnowskiego, sprowadzanie, hodowla, rozmnażanie i sprzedaż kolczurki klapowanej jest zakazana, o ile nie mamy pozwolenia. To ciekawa i oryginalna roślina. Jesienią i zimą po kolczurce pozostają bardzo ładne suszki. Wszystkie te zalety przyćmiewa jednak fakt, iż unicestwia ona rodzime gatunki i rozprzestrzenia się w sposób całkowicie niekontrolowany. W związku z tym kolczurka szybko opuściła mój płot - na szczęście owoce nie zdążyły się jeszcze otworzyć, więc jest nadzieja, iż jej inwazja zostanie powstrzymana. 






Nawłoć późna i nawłoć kanadyjska

Kolejna roślina inwazyjna to dobrze wszystkim znana nawłoć. Nawet jeżeli nie znamy jej fachowej nazwy, to na pewno widzieliśmy nie raz przy drogach, polach, torach i w wielu innych miejscach roślinę dość dużych rozmiarów z ładnymi, żółtymi kwiatami. To właśnie nawłoć. Do roślin z rodziny nawłoci należy wiele gatunków, jednak jedynie kilka z nich pochodzi rdzennie z Europy. Większość przywędrowała z Ameryki Północnej - i tak jest też z nawłocią późną i nawłocią kanadyjską które powszechnie występują w Polsce.




Nawłoć przywieziono początkowo do ogrodów botanicznych, jako roślinę ozdobną. Szybko rozprzestrzeniła się jednak po całej Europie, gdzie zagraża rodzimym gatunkom. Jest rośliną bardzo ekspansywną. Kwiatostan posiada dużą liczbę nasion, które przenoszone są przez wiatr. W ten sposób nawłoć pojawia się w coraz to nowych miejscach.




Nawłoć jest rośliną miododajną, bardzo lubianą przez pszczoły. Może być również używana jako roślina energetyczna - wartość energetyczna tego gatunku jest porównywalna do wartości energetycznej słomy rzepakowej czy słonecznikowej. Doskonale nadaje się również do suszenia i późniejszego wykorzystywania w bukietach. Mimo tych licznych zalet, jest jednak gatunkiem obcym, który niszczy bioróżnorodność naszego środowiska naturalnego.





Gatunki inwazyjne występują oczywiście nie tylko wśród roślin, ale i pośród zwierząt. Kogo zainteresował ten temat, niech zajrzy na stronę poświęconą szerzej gatunkom obcym w Polsce - można poczytać tam o tym, dlaczego gatunki obce mogą stanowić zagrożenie, a także znaleźć listę takich gatunków i dotyczące ich regulacje prawne.

3 komentarze:

  1. Wszystko to prawda i ... żadnego problemu z inwaderami by nie było, gdyby nie upadek gospodarki rolnej. Wszystkie wymienione przez Ciebie rośliny, są całkiem bezbronne w razie wczesnego wykaszania lub wypasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga, upadek gospodarki rolnej pociąga za sobą dużo dalej idące zmiany niż nam się wydaje.

      Usuń
  2. Choćby zanik terenów łownych dla myszołowów lub płomykówek.

    OdpowiedzUsuń