Mijający tydzień spędziłam kichając, kaszląc i chrypiąc - co jakiś czas jedynie zerkałam z zazdrością na słońce za oknem. Z uwagi na stan zdrowia, o weekendowej wyprawie rowerowej nie było mowy. Trudno jednak wysiedzieć w domu, gdy na dworze wszystko kwitnie, pachnie, śpiewa i kusi swoim wiosennym pięknem. Wybrałam się więc na spokojny spacer do lasu - lasu, w którym wiosna zadomowiła się już na dobre.
Kwiecień i maj, to miesiące, w których zieleń jest tak świeża, soczysta i ma tyle odcieni, iż trudno od tych zielonych krajobrazów oderwać oczy. Powietrze przesyca śpiew ptaków i ruch owadów. Na śródleśnym polu mignęło mi w oddali lustro spłoszonej kozy - samicy sarny - przeskakiwała młode zboże z niebywałą gracją.
Szybko zboczyłam z piaszczystej drogi i poszłam tak, jak lubię najbardziej - czyli na przełaj przez las. Pod nogami trzaskały mi drobne gałęzie i szyszki - w lesie jest bardzo, bardzo sucho. W rejonie Zbąszynia już od dawna porządnie nie padało, a zima i przedwiośnie również nie należały do obfitujących w opady. Skierowałam się ścieżką wydeptaną przez zwierzęta do miejsca, w którym zazwyczaj stoi woda. Teraz nawet ono było niemal zupełnie suche - tylko rosnące trzciny świadczą o tym, że bywa tutaj woda.
Jedynie w dwóch miejscach pozostały jakieś resztki wody, a raczej błota. Cały teren poprzecinana jest zwierzęcymi szlakami. Miejsce upodobały sobie wyraźnie dziki - świadczą o tym liczne w tej okolicy buchtowiska, czyli tereny poryte przez te zwierzęta w poszukiwaniu pożywienia.
Pośród ściółki leśnej zazieleniły się już jagodziny - o ile przyjdą porządne deszcze, to jest szansa, że z początkiem lata znów będziemy zajadać pyszne jagody. By owoce mogły się jednak dobrze zawiązać, niezbędna jest woda. I tak oto znów powracamy do roli wody w przyrodzie.
Tematyka suszy postanowiła mnie nie opuszczać, bo na sam koniec spaceru natknęłam się jeszcze na ślady ogniska w lesie. Przeraża mnie czasem ludzka bezmyślność - gołym okiem widać, że ściółka jest wysuszona na wiór i na prawdę byle iskra może spowodować pożar. Na tablicach stawianych przez leśniczych przeczytać można czasem takie hasło: las płonie szybko, rośnie powoli. Nie jest to jedynie hasło, a fakt i nikomu nie życzę, by musiał się o nim naocznie przekonywać. Ognisko można rozpalać w lesie a także w jego okolicach, jedynie w miejscach specjalnie do tego wyznaczonych przez nadleśniczego - miejsce, na które się dziś natknęłam, z pewnością wyznaczone pod ognisko nie było.
Wybierając się do lasu warto pamiętać, że jesteśmy tam gośćmi - a bycie gościem zobowiązuje. Wszystkich, którzy potrafią się zachować odpowiedzialnie, zapraszam na spacery do kwietniowego lasu - pomimo suszy, której temat zdominował ten post, natura w przedziwny sposób odnajduje niekończące się pokłady zieleni i odradza się po zimowym uśpieniu - warto być świadkiem tej zielonej metamorfozy.
to oczywiście jest jak najmniej ważne w Twoim pięknym wiosna-się-rodzi poście, ale ta "sarna" na drugim kadrze to...koza...samica sarny ;-)
OdpowiedzUsuńSłuszna i cenna uwaga - post został doprecyzowany :)
Usuń