Zimowa odsłona Obry w Strzyżewie. Most w tej wiosce, to doskonałe miejsce by się zatrzymać i podziwiać widok, który za każdym razem jest trochę inny. Podobno nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Mówią też, że wszystko płynie. Nie dziwi więc, że ten obraz, choć tak dobrze znany, ciągle się zmienia.
Czasem przejeżdżam przez most, rzucając jedynie wzrokiem na wodę pode mną. Tak łatwo jest dziś przekraczać rzeki, nie sprawia to żadnego wysiłku. Moment i już jest się na drugim brzegu. Kładki, mostki, potężne mosty. Przebiegane, przejeżdżane, setki, tysiące razy. Łączące dwa, często tak odległe brzegi. A jednak odruchowo patrzymy na wodę z okien aut i pociągów, jadąc rowerem odrywamy wzrok od ulicy by na chwilę skierować go na błękitną toń. Tak, jakbyśmy nie do końca wierzyli, że możemy tą toń pokonać w mgnieniu oka, w dodatku suchą nogą.
Dobrze jest stanąć na moście i patrzeć w znanym kierunku. Najbardziej lubimy te obrazy, które już widzieliśmy. Dlatego wracam do Strzyżewa, by dojrzeć znów na nowo sitowie na brzegu. Drzewa opuszczające gałązki, pragnące dotknąć wody. Budynki pnące się na skarpie w górę wioski. Rybackie łódki czekające posłusznie na lądzie. Dostrzec, zapamiętać, sfotografować, opisać. Spróbować zatrzymać wodę choć na ułamek sekundy, godząc się równocześnie z tym, że to niemożliwe.
Z wiadomych przyczyn, za strzyżewskie kadry dziękuję. Bardzo piękne zresztą i bardzo korespondujące :-)
OdpowiedzUsuń